niedziela, 24 lutego 2013

1. Porwanie

 
Nie ma nic piękniejszego niż Paryż na wiosnę. Miasto miłości, które nawet w niepogodę wygląda romantycznie i okazale, w kwietniu i w maju zamienia się w miejsce, jak ze snów. Słońce delikatnie ogrzewa wąskie uliczki i urocze budynki. Drzewa w parkach i skwerach się zielenią. Pola Elizejskie udowadniają, że zasługują na swoją nazwę, a na Montmantre z dnia na dzień wraca po zimie coraz więcej artystów ulicznych, nadając temu miejscu prawdziwie magiczny nastrój.

Właśnie w tym pięknym okresie do Paryża przyjeżdżała pewna blondwłosa dziewczyna. Jej lekko trójkątną twarz otaczała girlanda złotych loków. Niebieskie oczy patrzyły na świat wesoło, jakby dostrzegały tylko to, co dobre. Cienkie usta przez większą część czasu wykrzywiał uśmiech.

Dziewczyna ta nazywała się Malka. Nie znosiła swojego imienia i była wściekła, że miała nieszczęście urodzić się, jako córka archeologów, którzy nazwali ją hebrajskim słowem.

Przyczyną jej corocznych wycieczek do Paryża było to, iż jej rodzice mieli wtedy wykłady w Luwrze. Kochała to w ich pracy. Podróżowali po całym świecie, raz w celu wykopalisk, czasem z powodu wykładów. Rodzice załatwili jej i jej bratu tok indywidualnego nauczania, dzięki czemu w wieku piętnastu lat dziewczyna była na poziomie klasy maturalnej.

Malka spacerowała powoli po ogrodach Luwru, ciesząc się promieniami porannego Słońca. Ta pora dnia zawsze najbardziej jej odpowiadała – z minuty na minutę robiło się coraz cieplej, jednak czuć jeszcze było resztki nocnego chłodu.

Powoli przybywało coraz więcej turystów, lecz dziewczyna dostrzegała też znajome twarze ludzi przychodzących tu codziennie. Była staruszka karmiąca ptaki, która siedziała zgarbiona na ławeczce. Dwaj chłopcy, zapewne niewiele młodsi od Malki, jeździli na rowerach.

W pewnym momencie dziewczyna usłyszała za sobą szybkie kroki i nim zdążyła się obejrzeć, ktoś zasłonił jej oczy dłońmi.

- Zgadnij kto to? – zakpił jej siedemnastoletni brat.

- Noaz, powiedz mi – westchnęła Malka, odpychając go od siebie. – czy choć raz mógłbyś nie zachowywać się, jak dziesięciolatek?

- Kusząca propozycja, ale nie.

Dziewczyna jeszcze raz westchnęła. Noaz wygłupiał się przez większą część czasu. Należał do tego rodzaju ludzi, którzy nigdy nie dorastają i przez całe życie zachowują się, jak dzieci.

- Rodzice napisali do mnie, że kończą dziś później – powiedział, uśmiechając się przy tym od ucha do ucha. – Mamy na nich nie czekać.

- A co mamy robić?

- Chodźmy do kina! – zaproponował wesoło Noah. – A dalej zobaczymy.

Malka przystała na propozycję, ponieważ sama nie wymyśliła nic lepszego. Poszli do najbliższego kina w okolicy, które znajdowało się na Polach Elizejskich. Nie wysilali się zbytnio przy wyborze filmu. Zresztą o tej godzinie większą część repertuaru wypełniały bajki dla dzieci, więc zdecydowali się kupić bilety na jakąś animację o zwierzątkach. Nie była zbyt śmieszna, ale przynajmniej się nie nudzili.

Po dwóch godzinach siedzenia i ogłupiającego patrzenia w ekran, Malka i Noah wyszli z budynku i stanęli na uboczu. Dookoła nich tłoczyły się już tłumy turystów. Zatem szybko ruszyli w kierunku pierwszej lepszej bocznej uliczki, a czym bardziej oddalali się od Pól Elizejskich, tym zmniejszała się ilość ludzi, którzy ich otaczali.

Malka była więlką miłośniczką malutkich, kameralnych, paryskich kawiarenek. Dlatego gdy tylko wypatrzyła taką, w której siedziało niewielu ludzi, pociągnęła brata w tamtym kierunku.

Kiedy otworzyli drzwi, nad ich głowami rozległ się głos zawieszonych dzwoneczków. Wnętrze wypełniały odcienie brązu i beżu, na ścianach wisiały szkice przedstawiające Paryż. Stoły był pozastawiane świeczkami, które wydzielały przyjemny zapach, a w wazonach stały róże.

Rodzeństwo kiwnęło głową kelnerowi. Niewielu ludzi zdaje sobie sprawę, iż stereotypowi francuscy kelnerzy, którzy są nieuprzejmi i mrukliwi, w rzeczywistości są rzadkością. Ten obdarzył ich szerokim uśmiechem, a gdy usiedli pośpiesznie podał im karty.

Obydwoje wzięli caffe latte, a do tego Malka croissanta i Noah kremówkę. Kiedy siedzieli, czekając na zamówienia, dziewczyna wyjęła książkę. Była to jedna z wielu książek na temat starożytnego Egiptu, które wpadły Malce w ręce. Ten okres historii najbardziej ją ciekawił, a cywilizacja antycznych Egipcjan zdawała jej się dziwnie bliska.

Nie dane jej było czytać długo, ponieważ wkrótce przyszedł kelner z ich zamówieniami. Gdy tylko odszedł od ich stolika, Malka z szerokim uśmiechem na ustach sięgnęła po filiżankę.

- Kawa, kawusia, kawunia – wymruczała. Wstała wcześnie rano i dawka kofeiny była czymś, czego w tej chwili dziewczyna najbardziej potrzebowała.

Siedzieli w milczeniu, zajadając się wypiekami i popijając je kawą. W pewnym momencie Noah przełknął ciężko kęs i pochylił się do siostry. Miał nietęgą minę.

- Tamten gostek w rogu cały czas się na nas patrzy – wyszeptał. – Tylko się nie odwracaj – dodał, kiedy Malka już chciała zobaczyć, o kim mówi brat.

- Jak wygląda? – odszepnęła.

Noah zmarszczył brwi.

- Normalnie – odparł. – Wysoki, czarne włosy. Cholernie chudy i blady – zrobił minę, jakby coś mu wpadło do głowy. – Ty… A może to wampir?

- Sam jesteś wampir, idioto – warknęła. – Jesteś pewien, że patrzy się na nas?

- Całkowicie – Noah zmrużył. –Prościutko na nas.

- Zapłacę i pójdziemy – stwierdziła Malka, wstając ze swojego miejsca.

Podeszła do kelnera stojącego za ladą i po chwili wróciła, chowając do kieszenie resztę. Kątem oka zauważyła, że człowiek w kącie poruszył się nerwowo.

- Dobra, chodź – powiedziała do brata i razem szybko wyszli z kawiarni.

Kiedy ruszyli w drogę powrotną do Pól Elizejskich, Malka odwróciła się jeszcze, jednak nikt za nimi nie wyszedł. Odetchnęła z ulgą i zwolniła kroku, a Noah poszedł w jej ślady. Szli spokojnie mijając pojedynczych turystów, którzy albo zbłądzili, albo mieli w okolicy hotele. Rodzeństwo dwukrotnie było pytane o drogę do Łuku Triumfalnego.

Gdy zdawało się, że mężczyzna z kawiarni był tylko wyobrażeniem, a oni już widzieli wylot uliczki oraz tłumy na Polach Elizejskich, drogę zastąpił im tamten facet.

Był bardzo wysoki, ubrany w tweedową marynarkę. Miał bardzo bladą cerę, poczochrane, czarne włosy i szare oczy, najjaśniejsze, jakie Malka kiedykolwiek widziała.

- Dzień dobry – rzekł do nich poważnym, głębokim głosem, a ton wskazywał, że mężczyzna wcale nie uważał tego dnia za dobry.

- Dzień dobry – odparł Noah, mówiąc, jak do dobrego znajomego. – Przepraszamy, ale nie możemy teraz rozmawiać. Umówiliśmy się z rodzicami i zaraz się spóźnimy.

- Nie martw się – powiedział chłodno nieznajomy. – Ja właśnie w tej sprawie. Obawiam się, że nie musicie się spieszyć.

- Przykro nam, ale nie wiemy, o co panu chodzi – wydukała Malka drżącym głosem. Była coraz bardziej przerażona. – A teraz przepraszamy, ale naprawdę musimy już iść.

Rodzeństwo spróbowało go ominąć, jednak nieznajomy zastawił im drogę, wzdychając z rezygnacją.

- Mi też jest przykro – nie zabrzmiało to zbyt szczerze. – Muszę zatem użyć bardziej restrykcyjnych środków.

I pstryknął palcami.

Malka początkowo nie rozumiała, o co chodzi, jednak po chwili zauważyła, że Noah rozgląda się na wszystkie strony. Spojrzała na ludzi dookoła i zamarła, nie wierząc własnym oczom.

Nikt się nie poruszał. Wszyscy zamarli, jakby zatrzymano film, w którym grali. Rowerzysta zastygł w miejscu, a wszystkie prawa fizyki zaprzeczały temu, że się nie wywrócił. Dookoła zaległa cisza. Lecz szybko przerwał ją warkot silnika.

Ciasną uliczką jechała furgonetka, która ledwo co się tutaj mieściła. Zatrzymała się przed Malką, Noah i nieznajomym. Rodzeństwo za późno uświadomiło sobie, że powinni uciekać. Teraz z furgonetki wypadł kolejny mężczyzna i razem z tym, który ich zaczepił, rzucili się na nastolatków. Malka szarpała się i gryzła, Noah kopał i krzyczał. Jednak to wszystko było na nic. Po chwili byli już wpychani na tył furgonetki. Gdy obydwoje znaleźli się w środku, porywacze zatrzasnęli drzwi i nastała ciemność.